To było coś cudownego… móc wrócić do zajęć w murach.
Czuję się, jakby ktoś wyjął szybę spomiędzy nas – studentek i studentów oraz mnie. Czuję wielką ulgę i ogromną radość. W końcu wszyscy mogliśmy reagować, tak jak to jest w naturalnej komunikacji – błyskawicznie, bez zakłóceń, zwolnienia spowodowanego szwankującą technologią.
Widzieliśmy się w rzeczywistym rozmiarze, byliśmy fizycznie obok wszyscy, w jednym momencie. Nikt nie znikał, nie ‘zamarzał’. Każdy mógł wziąć do ręki kartoniki do gry… A ja mogłam wszystko pokazać, napisać, natychmiast zobaczyć na twarzy wątpliwości (i je wyjaśniać) i mieć pewność, że to co robię, jest widziane i słyszane.
Bardzo bym nie chciała wracać z uczeniem w chmury.. I mam nadzieję, że edukacja publiczna nigdy w całości tam się nie znajdzie. Z pewnością jednak, poprzez pandemię, będzie inna. A my jesteśmy świadkami i świadkiniami tej zmiany.
Za czym tak tęskniłam?
Zanim odpowiem, zarysuję swoją sytuację, bo ma ona znaczenie i duży wpływ na moje odczucia.
Od marca 2020 do końca września 2021 roku nie stałam przed grupą. Nie byłam w miejscu, w którym czuję się jak ryba w wodzie. Uczyłam w chmurach.
Pracuję na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu, prowadzę tam kursy grupowe dla studentów studiujących medycynę lub stomatologię po angielsku. Ponieważ żyją w Polsce, mają w programie polski. I powiedzmy sobie jasno – nikt z nich przyjeżdżając tutaj, nie ma w planach nauki polskiego (99% z nich nie planuje swoje przyszłości w Polsce). A do tego mają tego języka śmiesznie małą liczbę godzin. To bardziej spotkanie z językiem niż kurs.. ale to już inna historia. Mam więc mało godzin, duże grupy, zero motywacji, może iskierkę ciekawości. Jeśli nie wykrzeszę z tego ognia… zajęcia staną się mordęgą dla wszystkich. Wszystko to ma ogromny wpływ na to, dlaczego nie polubiłam się z zajęciami na komunikatorze.
Dlaczego? Dlaczego tak tęskniłam za zajęciami stacjonarnymi.
Bo dla mnie online to ograniczenie. Nie daje mi niczego, czego nie miałabym w realu (wszystko co robię na komputerze, mogę zrobić w sali, bo mamy w nich odpowiedni sprzęt), a tak wiele odbiera.
Online ogranicza moje ciało i zmysły. W sali zawsze widzę wszystkich, ich twarze, wzrok, mowę ciała. Tego nie mam w komunikatorze. Obraz w kamerze jest pomniejszony, ciemny (często naprawdę niewiele widać), nigdy nie wyświetla mi się cała grupa (a zdarzają się grupy po 25 osób), nie każdy ma włączoną kamerę (bo akurat coś tam), a kiedy udostępniam ekran w rogu zostaje mi jedna osoba lub nikt! Nie wiem wówczas już nic! Nie wiem, kto nie rozumie, kto się nudzi, kto się zgubił, kto potrzebuje pomocy… A to natychmiast dostrzegam w sali. Dodatkowo muszę cały czas mieć w głowie wyobrażoną grupę i bardzo kontrolować (bez zmysłu wzroku jest to o wiele trudniejsze), kto już mówił, a kto nie. Tę pracę, w naturalny sposób, wykonywały wcześniej oczy!
W onlajnie za to mocno pracują uszy… Kiedy udostępniam przygotowany materiał, znikają obrazy z kamer. Szybko zdałam sobie sprawę, że aby się orientować, kto mówi, móc pochwalić za dobrą odpowiedź, używając imienia, czy po prostu kontrolować, co kto wie, z czym kto ma problem, muszę błyskawicznie nauczyć się głosów kursantów_ek, często ludzi, których nigdy nie widziałam na żywo lub zaledwie w małym kafelku… albo w ogóle (jeśli komuś nie działa kamera bądź nie chce jej włączyć). Uczenie się głosu (a tym bardziej bez obrazu osoby) jest dla mnie zdecydowanie trudniejsze niż uczenie się twarzy (co przychodzi mi z łatwością z resztą)! W kontakcie bezpośrednim proces nauki rozpoznawania głosu odbywa się (a raczej odbywał) u mnie zdecydowanie mniej świadomie.
Uczę po polsku, ciało jest narzędziem mojej pracy, pomaga mi i wspiera to, co mówię. W komunikatorze zredukowane zostaje do głowy i kawałka tułowia… Jak mam pokazać słowo duży, kiedy po rozłożeniu rąk już ich nie widać? Jak pokazać smutek czy zmęczenie, kiedy twarz jest ledwo widoczna? Jak wyjaśnić cokolwiek, kiedy mam udostępniony ekran, a ktoś pyta o rzecz nie do końca związaną z tematem? Jasne.. można wyjść, przełączyć, poszukać, udostępnić, pokazać.. upewnić się 3 razy, czy wszystko widać. To wszystko jednak, w moim odczuciu, pozbawia lekcję dynamiki i zabiera znacznie więcej czasu niż zajęłoby w realu. A ja czasu nie mam. Mam mało godzin i duże grupy, muszę utrzymać uwagę grupy, nie mogę pozwolić sobie na przestoje.
Nie bez znaczenia jest też motywacja.. czy też jej brak. Jak pisałam wyżej, mam specyficzne grupy i budowanie w nich chęci do nauki na zajęciach w chmurach, kiedy często są w swoich krajach, w środku nocy, wykończeni (strefy czasowe) i nie widzą sensu uczenia się polskiego, bo nie mają go gdzie używać, jest niezwykle trudne.
Kolejna, dla mnie, niedogodność związana z zajęciami online to tablica, której tu nie ma! Tak wiem, jest czat, whiteboard, word, można udostępniać arkusze Google i wiele innych. Dla mnie to jednak nie to samo. To zawsze jest wolniejsze, wymaga przełączania okien, zabiera czas i nie działa tak szybko jak zwykły marker i znów.. kiedy pisze tam, reszta ciała jest wyłączona, nie wspiera tego, co mówię i piszę, bo mnie nie widać, jestem zredukowana do małego kafelka. Nie mogę odejść od klawiatury, żeby pokazać coś w dalszym planie.. a jeśli już odejdę, nie jestem pewna, czy wciąż znajduję się w ‘swoim kwadraciku’.. no i staje się mikroskopijna…
Jednym z wielu pytań, jakie sobie zadałam przed pierwszymi zajęciami online było: Co zrobić, żeby zwykły, sztywny, bo nieruchomy pdf stał się atrakcyjny i skupił uwagę grupy. Bardzo szybko uzmysłowiłam sobie, że dokument tekstowy zawsze przegra z filmem, aplikacją, czymś, co się rusza i zmienia. Wiedziałam, że zwykłe wypełnianie dokumentu pozbawione błyskawicznej możliwości pokazywania, rysowania, wsparcia mimiką i gestem nie sprawdzi się, a ja sama nie będę się z tym czuła dobrze.
Potrzebowałam czegoś, co jednocześnie będzie podręcznikiem i tablicą. I tak powstały dwa darmowe kursy oparte na moim podręczniku A dlaczego? 1 i 2. Są to Short Polish Lessons 1 i 2 dostępne na kanale Polish For You na YouTube. Jeśli uczysz online, zachęcam Cię do korzystania z nich. Wystarczy, że wyłączysz mój głos i w swoim oraz uczących się tempie będziesz przesuwać obraz, omawiając dane zagadnienie. Przewidziałam tu każdy ruch i każdy kolejny krok czy najczęstsze pytania kursantów, które wyjaśniam (grafiką, leksyką – internacjonalizmy, proste definicje). Możesz też wykorzystywać te filmiki jako zadania domowe czy materiał do samodzielnego nadrobienia dla nieobecnych.
Oczywiście stworzenie tych lekcji video, w których wszystko się rusza, wjeżdża w odpowiednim momencie, było bardzo czaso- i pracochłonne. Musiałam wyobrazić sobie, przypomnieć swoją tablicę. Jestem jednak bardzo zadowolona z efektu. Przekaz jest jasny dla uczących się, utrzymuje ich uwagę i gwarantuje przyrost umiejętności. Jednak bez żalu się z tymi filmikami rozstałam i wróciłam do zajęć w murach, do fizycznej tablicy, do swojego nauczycielskiego ciała, do studentów i studentek i ich energii, do uwagi, którą sobie nawzajem dajemy.
Wiem, że wiele z Was bardzo sobie chwali uczenie online. Wniosło ono sporo pozytywnych zmian do Waszego życia, uczyniło Wasze lekcje lepszymi. Jednak w mojej zawodowej sytuacji uczenie online zdecydowane przegrywa z uczeniem stacjonarnym.
Poprzez monitor strasznie mi trudno budować relacje między mną a uczącymi się, trudniej poświęcić każdemu i każdej uwagę, dać poczucie, że są dla mnie ważni i ważne, że nie są anonimową masą, że ich widzę. Bez takiej relacji, kluczowej dla mnie na lekcji, ciężko o zaangażowanie, a tym samym o świadome i aktywne uczestnictwo w procesie uczenia i uczenia się. Bez bezpośredniego kontaktu słabsze są więzi między kursantkami i kursantami, trudniej rozmawiać, pytać siebie nawzajem, współpracować, integrować się. Czuję, że ich (ale i też moje) potrzeby związku z innymi ludźmi nie są w pełni zaspokajane.
Czy w takich warunkach da się jeszcze uczyć, pracować? Tak, da. Jednak jakim kosztem? Czy jako ludzie nie tracimy czegoś na tym? Kim się stajemy, przeskakując między ekranami, komunikatorami, aplikacjami? Oszczędzamy czas na dojazdach i co z nim robimy? Upychamy jeszcze jednego kursanta? Spędzamy w izolacji kolejną godzinę, patrząc w monitor? Czy nie poświęcamy więcej niż zyskujemy? Myślę, że w obliczu zmian, które zachodzą w dzisiejszym świecie, warto zadawać sobie te pytania. Mnie one niepokoją. Ale może przesadzam…
Jak to wygląda u Ciebie? Za co cenisz sobie zajęcia na komunikatorze? A czego Ci tutaj brakuje? Może niczego? Jak sobie radzisz z ‘przenoszeniem’ treści z podręczników (szczególnie tych, które nie mają wersji pdf) do onlajnu? Bo to ogrom pracy i zajmuje przecież masę czasu. Jak wpłynęło uczenie online na Ciebie? Co robisz z zaoszczędzonym czasem? Masz jakieś spostrzeżenia i refleksje, którymi chciałabyś się podzielić? Napisz!
Zapraszamy do naszej grupy na fb Polish For Teachers – dla lektorek i lektorów: https://www.facebook.com/groups/1807837879482456